środa, 30 kwietnia 2014

Wosk Zapachowy Craft and Beauty - Granat w blasku księżyca

Zachęcona pozytywnymi opiniami paru blogerów zdecydowałam się wyruszyć na poszukiwanie Craft&Beauty w internecie w celu nabycia wosków. Ulokowany na Dawandzie sklepik z przyjemnymi zdjęciami jeszcze bardziej zachęcił mnie do nabycia upragnionych wosków. Wykonane są z oleju palmowego (niestety nie wiem jakiego pochodzenia a to akurat wielki minus!), a więc szczęśliwie nie parafina czy soja, wobec których, jak wiecie mam trochę oporów. W kształcie przypominają babeczki i serduszka. Każdy waży około 18 do 20 gram. Zapakowane są w małe foliowe torebeczki, z podpisami. Złożyłam zamówienie, akurat trafiając na promocję.

Na pierwszy ogień poszedł "Granat w blasku księżyca". Z moją miłością do filmów Paradżanowa (szczególnie "Sayat Novy") wybór nie mógł być inny. 
Opis zapachu ze strony Craft and Beauty: 

Granat w blasku księżyca– tajemnicza mieszanka egzotycznego, pikantnego aromatu granatu, dzikiej bergamoty, jeżyny, irysów i jaśminu z nutami cynamonu, goździków, gałki muszkatołowej, szlachetnego drewna i cedru. 

Wosk łatwo idzie połamać na cztery równe części. Zanim go zapaliłam zapach wydawał się niezwykle słodki i owocowy. Spodziewałam się zupełnie innego, co nie zmienia faktu, że i tak był bardzo przyjemny. Po roztopieniu do słodyczy dołączyły i dojrzalsze nuty przyprawowe. Woń po prostu rozkwitła i wydała owoce w ciągu upływających godzin palenia.

Zapach wosku jest intensywny, spokojnie 1/4 potrafi wypełnić całe kilkupokojowe mieszkanie. Utrzymuje się przez kilka godzin po zgaszeniu kominka. Wraca wtedy w swoje słodsze nuty. Są one najbardziej trwałe. Najmniej wyczuwalny jest w nim cedr, szczerze mówiąc długo zastanawiałam się, czy w ogóle jest tam jakakolwiek nuta cedru. Niemniej wosk bardzo mi się podoba i zapewne skuszę się na powtórkę z rozrywki jak wykorzystam pozostałe cudeńka od Craft and Beauty.

Mimo swojej słodyczy traktuję go jako zapach nocny i intymny. Przywodzi na myśl klimat miłosnej poezji Sayat Novy skierowanej do jego ukochanej, gruzińskiej księżniczki, siostrze Herakliusza II. Miłość ta sprowadziła na niego nieszczęście: stracił on swoją pozycję na królewskim dworze. Miał żonę i czwórkę dzieci. Rodzinę porzucił i wybrał drogę wiary zostając kapłanem. Zginął podczas inwazji irańskiej, nie chcąc przyjąć islamu.

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Pervoe Reshenie, Baikal Herbals, Pianka do mycia twarzy do wszystkich typów skóry

Jeśli producent zapewnia, że coś jest do wszystkiego, to często tak naprawdę okazuje się, że produkt nie nadaje się do niczego. Zdarzają się jednak chlubne wyjątki. Jednym z nich jest pianka do mycia od Pervoe Reshenie z linii Baikal Herbals.

Jeśli kiedyś zostanie ona wycofana, albo skład zmieniony, to będzie idealna okazja dla mnie by owinąć się w czarny całun i płakać całymi dniami. Żaden inny kosmetyk nie daje sobie rady tak z czyszczeniem mojej cery i zostawianiem jej nawilżoną. Zdarza mi się używać ciężkich koreańskich kremów bb, które często zapychają, jeśli się ich dobrze nie zmyje. Pianka od Baikal Herbals doskonale sobie z nimi radzi nie pozostawiając po nic żadnego śladu. Stosuję ją codziennie i nigdy nie miałam problemów z przesuszeniem. Nie szczypie w oczy, co jest dla mnie ogromnym plusem, jako, że często błądziłam po łazience oślepiona specyfikami do mycia twarzy jak dziecko we mgle. Ta pianka nie robi mi takich problemów.

Co do składu: Aqua with infusions of: Glycyrrhiza Uralensis roqt Extract, Organic Salvia Officinalis Leaf Extract, Verbеna Officinalis Extract, Chamaenerium Angustifolium Extract, Organic Panax Ginseng Extract, Organic Pulmonaria Officinalis Extract; Sodium Cocoyl Glutamate, Coco-Glucoside, Glycerin, Glyceryl Oleate, Parfum, Citric Acid, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid.

Glyceryl Oleate - może powodować zaskórniki

Jestem nią zachwycona i w swoim życiu wykorzystałam już 4 opakowania. Stosuję ją od roku.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Kringle Candle - Wosk "Banana Cream Pie"

Nie ufam za bardzo parafinie. Przed nabyciem jakiegokolwiek produktu z Yankee, czy Kringle Candle musiałam dużo poczytać na temat spalania wosków sojowych i parafinowych. Okazało się, że i jeden i drugi wykazuje tą samą, praktycznie zerową szkodliwość. Mimo tego wolę pozostawać sceptyczna. Co nie zmienia faktu, że raz na jakiś czas zapalenie sobie takiego parafinowego wosku nie powinno nas zabić, ani pozbawić zdrowia.

Tym bardziej, że pokusa była ogromna, bo po otworzeniu pudełeczka z Banana Cream Pie zapach powalił mnie swoją słodyczą i naturalnością. Nie mogłam nie przygarnąć go do swojej woskowej kolekcji. Jakie są moje wrażenia już po zapaleniu.

Zapach jest cudownie słodki, ciastkowo-bananowy i intensywny. Spokojnie wypełnia większość mojego mieszkania i utrzymuje się przez długi czas. 1/4 wosku spokojnie wystarcza na około 7/8 godzin.

Woń świeżego bananowego ciasta jest słodka, ale nie przytłaczająca. Nie dusi, ani nie razi sztucznością. Nie jestem w stanie powiedzieć o niej absolutnie nic. Dominująca jest w niej woń banana i wanilii. Nieco na uboczu skromnie prezentuje się cynamon. Palony wieczorem sprawia, że w domu panuje przyjemna, baśniowa atmosfera. Miło się śpi w pokoju wypełnionym taką wonią. Zdecydowanie go polecam i na pewno zaopatrzę się jeszcze w "Banana Cream Pie".

Zdecydowanie polecam.

Pervoe Reshenie - Balsam łopianowy przeciw wypadaniu włosów

Jak już dobrze wiecie lubię kosmetyki z Pervoe Reshenie i zazwyczaj jestem z nich bardzo zadowolona. Zdarzają im się co prawda wpadki, a właściwie, to raczej kwestia tego, że nie pasują one do mnie, a nie, że są to złe specyfiki.

Jednym z nich jest balsam łopianowy przeciw wypadaniu włosów. Ma bardzo piękny zapach, ziołowy i mocny, który jednak szybko się ulatnia. I tyle jeśli chodzi o plusy, jakie u siebie odnotowałam. Jest bardzo gęsty i treściwy, co trochę mnie przeraziło. Okazało się, że ciężko go przez to zmyć, czego, suma sumarum się spodziewałam. Włosy po nim są sklejone i nieraz trzeba je szorować nawet trzy razy, a i to nie pomaga. Nie zauważyłam również by ilość wypadających włosów się zmniejszyła. Używam go w celu zabezpieczenia końcówek i czasem zdarza się, że są po nałożeniu "sianowate".

Niestety, nie polubiłam się z balsamem łopianowym. Producent zapewnia, że nadaje się on do użytku codziennego. Nie dla mnie. 

Co do składu: Aqua with infusion of Arctium Lappa Root Extract (wyciąg z korzenia łopianu)  enriched by oils; Arctium Lappa(olej łopianu), Hippophae Rhamnoides(olej rokitnika), Silybum Marianum (olej ostropestu plamistego), Extracts; Quercus Robut Cortex (kora dębu), Plantago Major, Salvia Officinalis, Humulus Lupulus, Pulmonaria Officinalis, Urtica Dioica, Althaea Officinalis, Cetrimonium Chloride, Cetearyl Alcohol, Guar Gum, Panthenol, White Beeswax, Flower Wax, Tocopherol, Niacinamide, Glucosamine, Citric Acid, Parfum, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Benzyl Alcohol.

Skład jest dość przyjemny, ale dużo w nim zagęszczaczy, przez co obciąża włosy, być może rozwodniony czymś sprawdzałby się lepiej. Ja drugi raz z niego nie skorzystam.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Woski zapachowe od Organique - Oriental Night




Niedawno przybliżyłam Wam woski od Organique i opisałam zapach "Spicy Mix" z tej serii (Klik!). W ten weekend miałam przyjemność obcować z Orientalną Nocą. Jakie są moje wrażenia?

Jest to wosk o bardzo intensywnym i długo utrzymującym się zapachu. Przez dwa dni parogodzinnego palenia zachowuje swoją woń i wcale nie raczy słabnąć. A jak opisać ten zapach? Najbardziej przypomina mi męskie perfumy. Dominująca jest nuta wody kolońskiej, a orientalne przyprawy zepchnięte są raczej na tylni tor. Da się wyczuć wanilię, kardamon i coś, co przywodzi mi na myśl tymianek.

W przeciwieństwie do bardzo słodkiego "Spicy Mix" w Orientalnej Nocy nie da się wyczuć żadnego słodkiego elementu. Choć jest to zapach ładny na dłuższą metę mnie męczy i lekko dusi. Spodziewałam się odrobinę czegoś innego. W "Oriental Night" przeszkadza mi ta nieszczęsna woda kolońska. Po zgaszeniu wosku zapach przypomina męski dział z dezodorantami i to nieorientalnymi.

Mam mieszane uczucia co do tego wosku. Nie jest on jakąś wielką tragedią, ale nie zachwyca mnie tak jak "Spicy Mix". Drugi raz go nie nabędę. Z moich zakupów pozostały jeszcze "Rose Petals" i jestem ciekawa jakie będę miała z nimi doświadczenia.

sobota, 19 kwietnia 2014

Pervoe Reshenie, Baikal Herbals, Nawilżający tonik do cery suchej i delikatnej

Baikal Herbals to zdecydowanie moja ulubiona linia z Pervoe Reshenie. Doskonale sprawdza się u mnie pianka do mycia twarzy, krem nawilżający jak i tonik. 

Choć z początku uznałam, że pianka z bajkalskimi ziołami doskonale oczyszcza i nawilża skórę, to z czasem doszłam do wniosku, że mogłabym nabyć również i tonik. Okazało się, że swojej decyzji nie pożałowałam. Specyfik w zielonej, plastikowej buteleczce doskonale radzi sobie z moją twarzą, lekko ją rozświetlając. Uzupełnia działanie myjącej pianki i przyjemnie nawilża i leciutko napina skórę. W przeciwieństwie do innych toników, moja cera nie "lepi się" po nałożeniu go. Wchłania się dość szybko, dzięki czemu można zaaplikować krem zaraz po oczyszczeniu. Nie wysusza mojej skóry, ani nie zapycha jej. 

Ma przyjemny, lekko kwiatowy zapach, podobny do kremu z tej samej serii. Woń ulatnia się bardzo szybko, tak, że nie miesza się z żadnym specyfikiem, który później zdecydujemy się na siebie nałożyć. 

Jest bardzo wydajny, podobnie jak inne kosmetyki z tej serii, 170 ml spokojnie wystarczy na dwa do trzech miesięcy regularnego używania rano i wieczorem.

Jego skład prezentuje się następująco: Phellodendron Amurens Bark Extract, Erica Tetralix Extract, Organic Pulmonaria Officinalis Exstract, Linum Usitatissimum (Linseed) Oil, Organic Calendula Officinalis Extract, Organic Chamomilla Recutita Flower Extract, Glycerin, Laur Glucoside, Decyl Glucoside, Parfum, Citric Acid, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid.

Radziłabym uważać głównie na glicerynę, która wrażliwsze typy może zapychać. U mnie jednak nie miało to miejsca.

piątek, 18 kwietnia 2014

PRERAFAELICKI PIĄTEK: 1. Zdjęcie prawdę Ci powie, czyli stare fotografie, włosy dłuższe, niż ustawa przewiduje i mały konkurs na zachętę.

Wieść gminna powiada, iż każdą kobietę da się namalować tak, aby przypominała boginię. Niejeden z was, drodzy czytelnicy, musiał zadać sobie kiedyś pytanie - ciekawe, jak naprawdę wyglądała modelka, która pozowała do  tego obrazu? Cóż. Dzisiaj będziecie mogli na własne oczy przekonać się, czy uroda prerafaelickich nimf była w istocie tak zachwycająca, postanowiłam bowiem zaprezentować wam fotografie najsłynniejszych pięciu.


źródło: wikipedia.
Lizzie Siddal - niewątpliwie najsłynniejsza prerafaelicka muza, uwodząca hipnotycznym spojrzeniem i burzą rudych loków, na zdjęciu z 1860 roku, delikatna i niezwykle chorowita; rozmarzona, z zamkniętymi oczami, wygląda na zasłuchaną w muzyce niedostępnych dla ludzkich uszu. 


źródło:  http://kobietyihistoria.blogspot.com
Jane Morris - żona Williama Morrisa, jego osobista "piękna Izolda" (pozowała wszakże do obrazu o tym samym tytule), także kochanka Rossettiego i największa rywalka Siddal; gęste, ciemne włosy, długa szyja, usta jak poduszki i arystokratyczny gest, wyrażający jej nienaganne maniery do dziś pozostają obiektem zazdrości wielu kobiet.


źródło: http://gentlemanschoice.info/
Effie Gray - była żona krytyka Ruskina, która porzuciła go dla Johna Everetta Millaisa. Podobno nie grzeszyła urodą, niemniej jednak uważano ją za kobietę wyjątkowo atrakcyjną, ze względu na to, jak wiele wysiłku poświęcała dbaniu o siebie.


źródło: wikipedia.
Marie Spartali Stillman - najbardziej utytułowana malarka w kręgu prerafaelitów, autorka ponad setki obrazów; jednym z najbardziej charakterystycznych elementów na zdjęciu są jej imponującej długości włosy. 


źródło: wikipedia.
Fanny Cornforth Hudges - kolejna z kochanek Rossettiego, ośmielę się stwierdzić, iż najbardziej użyteczna, pełniąca bowiem po śmierci Siddal rolę jego... gosposi. Równie długowłosa i rozmarzona, co jej poprzedniczki.

I na koniec... zdjęcie współczesnej gwiazdy, która jednak wygląda dokładnie tak, jakby przed chwilą zeszła z prerafaelickiego płótna. Równie rudowłosa i równie rozmarzona. Z tej okazji - mały konkurs. Kto wie, kim jest owa pani? Wśród osób, które prawidłowo odpowiedzą na pytanie w komentarzu zostanie wylosowana jedna - ta zaś otrzyma pewien uroczy drobiazg, którego nie powstydziłaby się żadna prerafaelicka dama. ;)

źródło: tumblr.com


czwartek, 17 kwietnia 2014

Sodium Coco Sulfate - Czyli o tym jak niektórzy producenci próbują sprzedać nam kota w worku


Sodium Coco Sulfate - czasami spotykamy ten składnik w "naturalnych" szamponach. Czym tak naprawdę jest? Skoro producent zapewnia nas jak bardzo "naturalny" ma do zaoferowania produkt, to jakoś usypia to naszą czujność. Jak się okazuje, niesłusznie. 

Skoro wieści o szkodliwości SLS i SLES rozeszły się już po ludziach postanowiono znaleźć na niego zamiennik, by z czystym sercem na etykiecie móc napisać "Bez SLS". Okazuje się jednak, że Sodium Coco Sulfate nie jest taki niewinny na jakiego wygląda i tak naprawdę jest przyrodnim bratem znienawidzonego SLS-u. 

Okazuje się bowiem, że zarówno SLS jak i SCS mają ten sam nr CAS, 151-21-3 (Czym jest nr CAS? - Wikipedia ) Co to oznacza? To, że na dobrą sprawę to ta sama substancja! Różni się stopniem oczyszczenia i sposobem otrzymywania. Co więcej SLS jest produktem bardziej oczyszczonym i pewniejszym w użyciu! SCS dopuszczony jest do używania w kosmetykach naturalnych, ponieważ otrzymywany jest z olejku kokosowego. Jak się okazuje nie wszystko co kokosowe jest dobre.

Mamy zatem do wyboru tę samą substancję z różnicą: syntetyk, czy naturalny?
Jak ktoś ma uczulenie na SLS, to SCS także mu zaszkodzi.
Dlatego apeluję: Czytajcie etykiety ze składami swoich kosmetyków i omijajcie nieuczciwych producentów, którzy pod przykrywką bezpiecznych i naturalnych środków wciskają nam kit! Jeśli nie jesteście pewne, używajcie googli i znajdujcie coś, co budzi wasze wątpliwości. Na pewno na tym nie stracicie.
SLS i SCS-o podobnych jest jeszcze więcej, dlatego miejcie oczy szeroko otwarte. Więcej na ten temat w języku angielskim: Klik! i Klik!

Pervoe Reshenie, Przepisy Babci Agafii, Tradycyjny syberyjski szampon do włosów nr 4 na kwiatowym propolisie

Wiele osób zachwala propolisowe szampony od Pervoe Reshenie. Sama często korzystam z produktów tej firmy i jestem z nich zazwyczaj zadowolona. Niestety, szampon propolisowy nr 4 nie do końca się u mnie sprawdził. 

Ogromna butelka (600 ml) zawiera złotawy, nieprzezroczysty płyn o przyjemnym kwiatowo-miodowym zapachu. Szampon jest bardzo wydajny i dość dokładnie czyści włosy. Z początku sprawdzał się u mnie bardzo dobrze, włosy były lśniące i puszyste. Po paru tygodniach użytkowania stało się jednak coś złego. Pojawił się u mnie łupież, a włosy oklapły i szybko się przetłuszczały. Być może to przez propolis, który osiadł na kosmykach i zaczął je zlepiać. Bardziej podejrzewam o to jednak różne "sulfaty" i Glycol Distearate.  Z wielkim trudem udało mi się skończyć jedną butelkę tego szamponu. Gdyby butelka była mniejsza, a ja użyłabym innego szamponu, po powiedzmy zużyciu 200 ml, to byłabym bardzo zadowolona z tej formuły. Niestety, trochę na własne życzenie obciążyłam sobie włosy i obecnie kuruję się przeciwłupieżową Naturą Sibericą. 

Jak to jest ze składem? Pierwsza połowa jest bardzo miła, niestety potem jest troszkę gorzej.
Aqua with infusions of Pinus Palustris Wood Tar, Beeswax, Pollen Extract, Anthemis Nobilis Flower Oil, Rosa Centifolia Flower, Saponaria Officinalis Root Extract, Humulus Lupulus (Hops) Cone Tar, Mel, Jasminum Officinale Flower Wax, Spiraea Ulmaria Oil, Verbena Officinalis Oil, Magnesium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Cocamide DEA, Glycol Distearate, Lauryl Glucoside, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Calendula Officinalis Flower Extract, Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Tocopherol, Citric Acid

Magnesium Laureth Sulfate- łagodniejsza wersja SLS, jednak to nadal siarczan i potrafi podrażniać!
Cocamide DEA - potrafi uczulić i jest składnikiem dość niestabilnym, zalecałabym ostrożność u alergików. 
Glycol Distearate - natłuszcza włosy, przez to po pewnym czasie są one obciążone. Dodatkowo przy kontakcie ze skórą może powodować wysypkę i zaskórniki. 
Co do alkoholi i kwasów, pisałam o nich w poprzednich notkach. Również mogą one uczulać. 

Jak dla mnie ten skład jest za bogaty, co za dużo to niezdrowo! Ograniczyłoby się parę składników i zapewne stosowanie szamponu propolisowego stałoby się znacznie milsze. Odradzam używanie go jako szamponu do codziennego mycia. Raz na jakiś czas nie zaszkodzi.

środa, 16 kwietnia 2014

Regenerujący ajurwedyjski krem pod oczy - Lass Naturals


Bardzo lubię kosmetyki Lass Naturals. Z wielu jestem bardzo zadowolona. Seria do włosów IHT-9 należy do moich ulubionych. Rozjaśniający balsam SPF-30 ( Klik! ) niejednokrotnie uratował mnie przed palącym słońcem. Niestety znalazła się wśród produktów od Lass łyżka dziegciu. 

Mowa o regenerującym kremie pod oczy. Producent obiecuje nam nawilżenie, regenerację, a nawet redukcję zmarszczek. Niestety u mnie nic z tych obietnic nie zostało spełnione i produkt lepiej sprawdzał się jako krem do rąk w zimowe dni, niż krem pod oczy. Jest bardzo treściwy, gęsty, dość przyjemnie pachnie. Wchłania się dość opornie i potrafi zostawiać na skórze film. Po parotygodniowym stosowaniu go nie zauważyłam żadnego efektu. Moje oczy nadal były podkrążone, a żyłki na nich widoczne. O redukcji zmarszczek nie ma nawet mowy. Za to jako krem do rąk radził sobie całkiem dobrze.

Jest kosmetykiem wegańskim, co tyczy się nawet jego opakowania. Jednak mam parę "ale" odnośnie składu:
Rose Water (Rosa Damascena), Emulgade 1000 NI, Olive Oil (Olea Euroea), Octyl Methoxy Cinnamate, Lanette 18, Emulgade 165, Vegetable Glycerin, Biophytex LS 8740, Aloe Vera (Aloe Barbadensis), Walnut Oil (Juglans Regia), Almond Oil (Prunus Amygdalus), Wheat Germ Oil (Tritcum Vulgare), Potassium Sorbate, Cucumber Extract (Cucumis Sativa), Eumulgin SG, Saffron Ext. (Crocus Sativus), Soya Protein (Glycine Soja).

Dotyczy to: Emuglade 1000 NI, które w istocie jest mieszaniną alkoholu cetylowego i stearylowego. Produkt ten ma działanie sprzyjające powstawaniu zaskórników, tym bardziej, że znajduje się bardzo wysoko w składzie. Zagęszcza on kosmetyk, przez co krem jest tak bardzo zbity. 
Emuglade 165 to stearynian glicerolu, mający podobne działanie jak Emuglade 1000 NI.
Wydaje mi się, że jeśli ograniczono by te dwa składniki, nawet nie wyeliminowano zupełnie, bądź zdecydowano się na jeden, to krem tylko by na tym zyskał i nie był taki ciężki, w końcu to kosmetyk pod oczy.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Woski zapachowe od Organique - Spicy Mix

Choć wiele osób oszalało na punkcie wosków od Yankee Candle, to ja nie do końca jestem przekonana by ich używać. Wykonane są z parafiny, co prawda rafinowanej, ale to nie zmienia faktu, że jest ona produktem wydzielanym z ropy naftowej, czy smół węgla brunatnego. Niby jest bezpieczna, ale nigdy nic nie wiadomo.

Stąd bardzo ucieszyłam się słysząc, że jakoś tydzień temu Organique wypuściło do sprzedaży serię wosków zapachowych wykonanych z oleju palmowego. Producent pisze również o dwóch certyfikatach przyznanych woskom:
"Olej palmowy pochodzenia malezyjskiego, który jest wykorzystywany do produkcji wosków Organique posiada certyfikaty RSPO i GMO free.

 Certyfikat RSPO
RSPO to nazwa systemu certyfikacji produktów i jednocześnie organizacji „Porozumienie dla zrównoważonej produkcji oleju palmowego". Głównym celem RSPO jest promowanie wykorzystania oleju palmowego, pochodzącego z terenów, które nie przyczyniają się do zubożenia wartości przyrodniczych, ani w żaden sposób nie oddziałują negatywnie na ludność związaną z terenami uprawy palm olejowych. Aby uzyskać certyfikat RSPO właściciele/zarządzający plantacjami, muszą wykazać się aktywnymi działaniami na rzecz ochrony przyrody, otaczających lasów pierwotnych, rzadkich i zagrożonych gatunków zwierząt i roślin, wyważonym korzystaniem z zasobów wodnych, czy szczególnej troski o pracowników plantacji olejowych i ludność lokalną, zamieszkującą pobliskie tereny.
 Certyfikat GMO free
Certyfikat jest dokumentem potwierdzającym, że produkt nie zawiera surowców pochodzących od genetycznie modyfikowanych roślin."


 "Wax Melt" od Organique to rodzina 15 gramowych (na opakowaniu widnieje 14 gram, ale waga kuchenna pokazuje 15) półkolistych wosków o różnych zapachach. Seria składa się na razie z dziewięciu wosków. Ja zdecydowałam się na trzy: "Spicy Mix", "Rose Petals" i "Oriental Night". Nie są one wielkie i trzeba kroić je nożem. U mnie 1/4 wosku wystarczyła na 5/6 godzin palenia i dzisiaj nad ranem znów sobie zapaliłam. Zapach nie jest już jednak tak intensywny jak wieczorem, kiedy wypełnił mój cały pokój i wylał się na korytarz.  Zaczęłam od Spicy Mix. Ma on słodkawą nutę wanilii, ale dominujący jest w nim cynamon i parę innych przypraw. Nie jest gryzący i syntetyczny jak tanie kadzidełka imitujące zapach drzewa sandałowego. Ma dość mocną, ale niedrażniącą woń przypominającą zapach pierniczków. Nie przypomina mi orientalnego targu, raczej przywodzi na myśl dom podróżnika rozlubowanego w wypiekaniu mocno przyprawionych ciasteczek. Mi to odpowiada! Wosk roztapia się dosyć szybko i nie wyparowuje, choć z początku nieco się tego bałam widząc jak zaczął "bąblować"  pod wpływem ciepła.

Olej palmowy dość trudno usuwa się z dna kominka i proponowałabym jednak pozbywać się go przy pomocy ciepłej, nie zimnej wody, jak ma to miejsce z woskiem parafinowym. Potraktowany ciepłą wodą i odmoczony olej palmowy powinien dość ładnie odejść od ceramiki.

Cena pojedynczego wosku to 5,90, jednak teraz w Organique jest przecena i za dwa kupione woski jeden dostajemy gratis.

Czy polecam je kupić?
Oczywiście! Może oferta nie jest tak bogata jak u Yankee Candle, ale są one wykonane ze znacznie przyjemniejszego materiału i choć są mniejsze to 3,75 grama wosku (czyli jedna czwarta) zapewnia nam przyjemny zapach na 5/6 godzin. 

Mam nadzieję, że Organique poszerzy swoją ofertę wosków o nowe zapachy. Czekam na nie z nicierpliwością.

niedziela, 13 kwietnia 2014

Kadzidło - Olibanum - Nie tylko na Święto Trzech Króli

Złote i magiczne jak bursztyn, ale tak od niego odmienne. Znane ludzkości od ponad 5000 tysięcy lat i używane w rytuałach wielu religii. Olibanum, znane szerzej jako kadzidło. Zapach, który sporo osób kojarzy z wnętrzem starego kościoła. 

W istocie jest to żywica kadzidłowca, rosnącego w północno-wschodniej Afryce i na Bliskim Wschodzie. Wyprażona i rozdrobniona żywica roztacza przepiękny, silny zapach o niezwykłych właściwościach.
Kojarzony jest z energią Słońca i żywiołem powietrza, a co za tym idzie jest to zapach męski. Jego żeńskim, równie antycznym odpowiednikiem jest mirra. 

Zapach kadzidłowca pomocny jest przy wszelkich medytacjach związanych ze sferą duchowości i pomaga w skupieniu myśli. Daje ukojenie fizyczne, wdychany dym z kadzidła pozwala szybko rozluźnić mięśnie i zniwelować wewnętrzne napięcia. Pomocny jest także przy wielu rytuałach związanych z oczyszczeniem, czy inicjacją. 

Zapach palonego kadzidła inspiruje mnie artystycznie i wzmacnia przekaz jaki zawieram w swojej twórczości. Często kiedy wdycham dym z kadzidła mam przypływ pomysłów i motywację do wcielania planów w życie.

Poza swoimi mistycznymi właściwościami udowodniono jego lecznicze właściwości. Zwiększa odporność, poprawia pamięć i działa uspokajająco poprzez zawarte w nim seskwiterpeny, korzystnie działające na mózg.

Jak je palić? Najlepiej nie bezpośrednio nad ogniem. Do palenia kadzidła może przydać się metalowy naparstek i małe szczypce. Doskonałe są węgielki trybularzowe dostępne w różnych sklepach ezoterycznych i sklepach z kadzidłami. Kadzidło trzymane nad płomieniem świecy zacznie się topić i roztaczać swój zapach, jednak nie spali się i nie zacznie śmierdzieć spalenizną. 

Innym sposobem palenia, czy nawet prażenia kadzidła, z którego jednak nie powinno się za często korzystać  i uciekać się do tego tylko w sytuacjach gdy innej opcji nie ma jest użycie folii aluminiowej. Kładziemy świecę w misce lub innym naczynku. Przygotowujemy odpowiedni skrawek folii aluminiowej do przykrycia naczynia. Robimy w nim kilkanaście dziurek, tak by ogień miał dopływ powietrza i żeby świeca nam nie zgasła. Rozpościeramy folię nad naczyniem i kładziemy na niej kadzidło. Po paru chwilach folia nagrzeje się i kadzidło zacznie się topić. Tak jak mówiłam nie należy uciekać się do tego za często, bowiem nie wiadomo ile glinu dostanie się nam do płuc.


 Czy stosujecie kadzidło w jakimkolwiek celu?

Pervoe Reshenie, Przepisy Babci Agafii, Naturalny ziołowy tonik przeciw wypadaniu włosów

Moje włosy nie lubią się z zimą. Kapelusze i wyciąganie kosmyków spod płaszcza skutecznie potrafi przerzedzić mi czuprynę. Stąd w zimniejsze dni na mojej półce z kosmetykami zaczyna przybywać specyfików przeciw wypadaniu włosów, a także stymulujących wzrost nowych włosków. 

Wśród z nich znalazła się też buteleczka z ziołowym tonikiem od Babci Agafii. Oczarował mnie jego zapach, ziołowy, nieco przypominający mocną nalewkę, z tym, że woń alkoholu jest niewyczuwalna. Zapach ten utrzymuje się na włosach przez parę chwil i niestety potem całkiem się neutralizuje. 

Tonik nakładam zawsze na skalp zaraz po umyciu włosów, tak jak zaleca producent. Wykonuje przy tym masaż skóry głowy przez około dwie, do trzech minut.

 Kosmetyk ma wodnistą, rzadką konsystencję i brązowy, przezroczysty kolor. W ogóle nie obciąża kosmyków, nawet, jeśli wcześniej były one olejowane. Po wyschnięciu włosy są sypkie i nie sklejają się w żaden sposób. 

Co do działania, to tonik nie tyle przeciwdziała wypadaniu włosów, co sprawia, że wyrastają nowe. Inwazja baby hair po stosowaniu przeze mnie toniku okazała się szalona i rosną one w zastraszającym tempie. Zaczęło się to po miesiącu stosowania. 

Tonik jest dość wydajny, stosuję go regularnie od trzech miesięcy i zużyłam dopiero połowę specyfiku. 

Skład toniku prezentuje się następująco: Aqua with infusions of extracts: Carum Carvi, Quercus Robur Cortex, Persicaria, Acorus Calamus, Benzoic Acid, Sorbic Acid (często powoduje alergie!!!), Benzyl Alcohol (imituje tu zapach jaśminu i ma zadanie konserwujące, może uczulać!)

Zdecydowanie zrezygnowałabym w składzie z alkoholu benzylowego, na rzecz alkoholu nieperfumowanego, z drugiej strony ma on znikome stężenie w toniku i nie powinien zaszkodzić, jednak alergicy powinni mieć go na uwadze.

Jeśli chcecie powstrzymać wypadające włosy, to ten tonik może pełnić funkcję pomocniczą przy osiągnięciu celu. Jeśli natomiast zależy wam na zagęszczeniu czupryny to zapewne sprawdzi się on bardzo dobrze.


piątek, 11 kwietnia 2014

PRERAFAELICKI PIĄTEK: 0.O rudych włosach, błędnym spojrzeniu I ustach jak poduszki, czyli definicja prerafaelickiego piękna i parę słów wstępu.

          Podobno brat Dante Gabriela Rossettiego, kiedy po raz pierwszy ujrzał Elizabeth Siddal, powiedział o niej, że jest "najpiękniejszą istotą z przestrzenią między godnością i słodyczą i czymś, co wykracza poza zwykły szacunek do samego siebie, a ma w sobie coś z wzgardliwego chłodu; wysoka, pięknie ukształtowana, z długą szyją oraz zwykłymi, acz paradoksalnie nietypowymi cechami, z zielono-niebieskimi oczami, dużymi, perfekcyjnymi powiekami, genialną cerą i ciężkim, obfitym bogactwem miedziano-złotych włosów.” (1)
Jego słowa wydają się perfekcyjnym opisem typowej prerafaelickiej piękności, której niezwykła uroda stała się inspiracją do założenia tego oto skromnego przybytku kobiecej próżności. Wysmukłe jak gotyckie katedry ślicznotki, skryte za firaną gęstych, jasnych loków do dziś pozostają dla wielu  (w tym dla mnie) niedoścignionym wzorem. Choć każda z nich była inna, wszystkie łączyła specyficzna aura, skupiająca wokół siebie zakochanych w średniowiecznych legendach artystów, których czarowały nienazwaną tajemnicą w oczach.


          Od dnia dzisiejszego, w każdy kolejny piątek będzie można przeczytać w tym miejscu artykuły, które będą starały się ową aurę tajemnicy odrobinę rozrzedzić.

W ilu językach mówiła Jane Morris? Jaki wpływ na losy autora jednego z najsłynniejszych prerafaelickich dzieł miała Effie Gray? Co znaleziono w grobie Lizzie Siddal, kiedy powtórnie go otworzono? Tego, oraz wielu innych rzeczy, mam nadzieję, dowiecie się, drodzy czytelnicy, w trakcie nadchodzących tygodni. Tymczasem: niech poeta przemówi! W ostatnie minuty piątkowego wieczoru zostawiam was ze słowami samego Dante Gabriela, skierowanymi, oczywiście, do jego chmurnej, rozmarzonej Beatrycze.



Some ladies love the jewels in Love’s zone,
And gold-tipped darts he hath for painless play
In idle, scornful hours he flings away;
And some that listen to his lute’s soft tone
Do love to vaunt the silver praise their own;
Some prize his blindfold sight; and there be they
Who kissed the wings which brought him yesterday
And thank his wings today that he is flown.
My lady only loves the heart of Love:
Therefore Love’s heart, my lady, hath for thee
His bower of unimagined flower and tree.
There kneels he now, and all a-hungered of
Thine eyes gray-lit in shadowing hair above,
Seals with thy mouth his immortality.
  
D.G. Rossetti "Beata Beatrix" 1864-1870

(1)    Cytat dość nieudolnie przetłumaczony przeze mnie, jego orginalna treść brzmiała tak: "a most beautiful creature with an air between dignity and sweetness with something that exceeded modest self-respect and partook of disdainful reserve; tall, finely-formed with a lofty neck and regular yet somewhat uncommon features, greenish-blue unsparkling eyes, large perfect eyelids, brilliant complexion and a lavish heavy wealth of coppery golden hair."

Zamówienie od Silver-rose.eu - Szampon Natura Siberica i Krem pod oczy z Pervoe Reshenie

Dzisiaj przybyło do mnie zamówienie z Silver Rose. Zamówiłam szampon z Natury Siberici przeciwłupieżowy, jako, że przez pewien czas używałam innego szamponu z tej serii i byłam bardzo zadowolona. Damy szansę i temu, jako, że propolisowy szampon nr 4 babuszki Agafii wywołał u mnie łupież (najprawdopodobniej był za ciężki na moje włosy). Zobaczymy jak poradzi sobie z nim Natura Siberica.

Dodatkowo nabyłam także krem pod oczy do 35 lat Pervoe Reshenie. Z serum z serii "Zatrzymanie Młodości" jestem bardzo zadowolona, o czym pisałam w jednej ze swoich recenzji (Klik!). Krem na dzień mnie rozczarował. Co będzie z kremem pod oczy? Sprawdzimy. Nałożyłam go dzisiaj i zauważyłam, że lekko ściąga skórę, zostawia delikatny film jak krem na dzień, co niezbyt mi się podoba, ale po paru tygodniach zobaczymy, czy pomógł na moje sine powieki.

Eubiona - Dezodorant roll-on Rokitnik i Miód


W ten weekend przyciśnięta potrzebą, jako, że na wyjazd nie zabrałam ze sobą dezodorantu, udało mi się nabyć dezodorant Eubiony- Rokitnik i Miód. Jak się okazało od razu przypadliśmy sobie do gustu.

Jego zapach nie każdemu przypadnie do gustu. Jest lekko mdły i jak ktoś źle wspomina pyłek kwiatowy sprzedawany w plastikowych słoiczkach, to zapewne się z nim nie polubi. Dla miłośników tej nieco propolisowej woni, kosmetyk od Eubiony powinien się spodobać

Mimo bardzo delikatnego składu, w wiosenne, ciepłe dni Eubiona pozwala mi zachować świeżość od rana do wieczora. Tego się w sumie nie spodziewałam, ale zobaczymy jak to będzie wyglądać latem. Na wiosnę dezodorant nadaje się idealnie. Dodatkowo nie pozostawia on nieestetycznych, białych śladów na ubraniach. Wchłania się jednak dość wolno i trzeba chwilkę poczekać po aplikacji, zanim założy się koszulę. Jest dość wilgotny, w przeciwieństwie do tradycyjnych dezodorantów w kulkach.

Kosmetyk wg producenta jest w 100% naturalny, prawie 13% pochodzi z rolnictwa ekologicznego.
Jego skład: Water hydroalcoholic of sea buckthorn leaves, shea butter, hydrogenated coco-oil, jojoba oil, sea buckthorn leaves extrat, citric acid ester, alcohol, honey, melissa extract, witch hazel water, lecithin , hydrogenated lecithin, vegetable vitamin E, bisabolol, glycerine, xanthan, triglyceride, mix of essential oils, limonene, linalool, citronellol

Dziwi mnie tu xanthan- czyli guma ksanatowa, bo o ile rozumiem jej obecność w kremach, którym nadaje treściwości, to na tak płynny kosmetyk jak ten konkretny dezodorant, jej obecność jest dziwna . Guma ksanatowa dość często wywołuje alergie u ludzi z uczuleniem na gluten: zboża, kukurydzę i soję (bowiem często z tego się ją otrzymuje). Dotyczy to jednak głównie jej spożycia, ale różnie może być i należy zachować ostrożność.

Co do wad: dość długo się wchłania.

środa, 9 kwietnia 2014

Eco Cosmetics - Balsam do twarzy z olejem arganowym i rokitnikiem

Jakiś czas temu w moje ręce wpadł balsam do twarzy firmy Eco Cosmetics. Do użycia zachęcił mnie 100% naturalny skład, w znalazł się olej arganowy i rokitnik. Czy jestem zadowolona z zakupu? Niestety, tylko częściowo.

Balsam miał za zadanie nawilżać tak jak krem odżywczy. Częściowo spełnia on swoją rolę. Jednakże w bardzo suche i mroźne dni wchłania się momentalnie i skóra na powrót jest sucha. Nałożony na noc zaś nie wchłania się prawie w ogóle. Sprawdza się dobrze w umiarkowane wiosenne czy jesienne dni. Wówczas cera jest odpowiednio nawilżona. Niestety balsam Eco nie nadaje jej sprężystości. Nie zauważyłam żadnej poprawy jeśli chodzi o stan cery w dni zimowe bądź upalne. Balsam nie usuwa także żadnych przebarwień i nie poprawia kolorytu.

Jest wydajny i opakowanie 50 ml starcza na parę miesięcy regularnego używania.

Jego zapach jest dość dyskusyjny. To przez rokitnik w składzie, który ma dość nieprzyjemną, przynajmniej dla mnie woń, która w połączeniu z nutą oleju arganowego tworzy mieszankę przypominającą zjełczałą śmietanę. O ile te dwa składniki osobno pachną dość ładnie, to złączone są nieznośne dla nozdrzy. Zapach ten utrzymuje się na skórze dosyć długo, co może przyprawić o ból głowy.

Skład balsamu jest bardzo przyjemny, dodatkowo jest to kosmetyk wegański, co chyba stanowi jego największy plus: Aqua, Glycine Soja Oil, Glyceryl Stearate, Glyceryl Stearate Citrate, Olea Europaea Oil, Argania Spinosa Oil, Simmondsia Chinensis Oil, Butyrospermum Parkii, Hydrogenated Palm Glycerides, Olea Europaea Leaf Extract, Citrus Aurantium Amara Flower Destillate, Hippophae Rhamnoides Extract, Sorbitol, Sorbitan Stearate, Sucrose Cocoate, Alcohol, Hippophae Rhamnoides Oil, Xanthan Gum (uwaga może uczulać!), Lecithin Hydrogenated, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Parfum (Essential Oils), Limonene, Linalool, Citronellol

Trudno jednak mi go polecić, bo co prawda ma chwilę, w których nawilża odpowiednio, to w większości jest raczej zawodny, co za taką cenę nie powinno mieć miejsca. 

Różane kadzidełka

Uwielbiam kadzidełka! Moją  prawdziwą pasją jest kolekcjonowanie różnych zapachów, porównywanie i przypisywanie im pewnych, nieco mistycznych, właściwości. Choć może się to niektórym wydawać dziwne, zapach ma na mnie duży wpływ, pomaga skupić myśli, czy rozluźnić się, bądź wręcz przeciwnie: zmotywować mnie do czegoś. 

Podczas ostatniej wizyty w helfach natrafiłam na kosz pełen kadzidełek i wygrzebałam z nich zapach "Rose Flower". Z mojego dość bogatego doświadczenia z zapachami różanymi, które są w większości syntetykami, nie wiązałam żadnych szczególnych nadziei z "Rose Flower". Wszystko odmieniło się kiedy je powąchałam. Ich zapach nie jest standardowym, przesłodzonym i sztucznym aromatem znanym nam z perfum w różowych fiolkach. "Rose Flower" pachnie jak płatki róży po letniej ulewie. Jest świeży, a jednocześnie mroczny, nieco grobowy. Ma w sobie wiele kontrastów.

Jeśli szukasz zapachu pełnego słodyczy, to kwiat róży nie będzie dla ciebie odpowiedni. Nie nazwałabym tego różanego zapachu wonią w stu procentach kobiecą. Dziwnym jest dla mnie wiązanie róży (zapewne przez kształt kwiatu) jedynie z kobiecością. Nie jest to także zapach  kochanków. Nie jest to w żadnym razie afrodyzjak. Nie jest to zapach młodej, świeżej damy. Nie pobudza. I bardzo dobrze! "Rose Flower" jest dojrzały, z nutą melancholii. To takie zapachowe "Sturm und Drang", a nie ogród disneyowskiej księżniczki. 

 Przy medytacji skłania mnie do rozmyślań nad przemijaniem, które suma sumarum nie jest mi jakieś straszne i zapach nie pogłębia u mnie depresyjnych myśli. Przypomina mi o kwiatach, które zaczynają tracić swoje płatki, ale nadal są w stanie czarować zapachem.



wtorek, 8 kwietnia 2014

Lass Naturals - Rozjaśniający balsam do ciała SPF30

Znalezienie kosmetyku chroniącego przed słońcem o naturalnym składzie i przystępnej cenie graniczy z cudem. Okazuje się jednak, że nie jest to niemożliwe. Przy jednym z moich pierwszych zamówień z helfy.pl udało mi się nabyć balsam, który stał się moją tarczą przeciwsłoneczną na cały sezon.

Jednym z moich najlepszych odkryć ubiegłego sezonu było cudo od Lass Naturals. Balsam z marchewką w składzie skutecznie chroni przed szkodliwymi promieniami UVA i UVB. Dodatkowo ma działanie wybielające. Niestety to nie jest zbyt spektakularne, w przeciwieństwie do jego funkcji ochronnej. Podczas jednej z letnich wycieczek posmarowane nim miejsca były blade, zaś te, na których nie nałożono balsamu płonęły do czerwoności (eksperyment ten pozwolił udowodnić skuteczność kosmetyku). 

Balsam jest niezwykle wydajny, wystarczył na wszystkie wiosenne, letnie i cieplejsze jesienne dni. Co więcej nadal jest w połowie pełny, niestety ze względu na naturalny skład dość szybko ulega przeterminowaniu. Nie zostawia on filmu na skórze. Szybko się wchłania i przyjemnie pachnie (na szczęście nie jak marchewki). Nuta zapachowa jest lekko orientalna, ziołowa, przyjemna, niezbyt intensywna.

Lass Naturals nie testuje swoich kosmetyków na zwierzętach i jest absolutnie vegan friendly. Lass sięga po różne ajurwedyjskie zioła. Wszystko w zgodzie z naturą  Nawet opakowanie wyprodukowane jest z ekologicznych składników, stąd nie grzeszy ono estetyką. Nie jest to w żadnym wypadku wadą, bowiem po roku nie przecieka, jest jedynie nieco "wymięte". 

Skład jest wprost cudowny, zobaczcie same:
Rose Water (Rosa Damascena), Olive Oil (Olea Euroea), Cetoctyl Sun, Actiwhite LS 9808, Veg. Glycerin, Titanium Dioxide, Carrot Seed Oil (Daucus Carota Sativa), Green Apple Ext. (Pyrus Malus), Aloe Vera (Aloe Barbadensis), Wheat Germ Oil (Tritcum Vulgare), Licqorice Extract (Glycyrrhiza Glabra), Papaya Ext. (Carica Papaya), Almond Oil (Prunus Amygdalus), Nut Meg Ext. (Myristica Fragrans), Xanthan Gum (tu małe ale: guma ksanatowa może uczulać o ile pochodzi ze zbóż, soi, bądź kukurydzy), Potassium Sorbate

Wady?
Nie zanotowano. 

Pervoe Reshenie, Natural & Organic, Zatrzymanie Młodości, Tonizujące serum do twarzy do 35 lat

Jakiś czas temu modne stały się naturalne rosyjskie kosmetyki. I ja uległam tej modzie i zaopatrzyłam się w różne mazidła ze Wschodu.

Jednym z moich ulubionych kosmetyków stało się serum tonizujące Pervoe Reshenie. 

Mam cerę wrażliwą, z tendencjami do przesuszania się, a z drugiej strony skłonną do "zapychania się", gdy nakładam na siebie różne kremy drogeryjne. 

To serum stało się lekiem na moje bolączki. Ma przyjemną, lekką konsystencję i doskonale się wchłania. Zgodnie z zaleceniami nakładam je na noc, na pół godziny przed aplikacją kremu. Delikatnie napina moją skórę i efekt ten utrzymuje się przez parę godzin. Moja cera wygląda na mniej zmęczoną i siną, co jest dużym sukcesem. Serum nie zostawia filmu i nie koliduje z używanymi przeze mnie kremami. Twarz nie świeci się po nim. Zauważyłam także, że nieco zwęża ono pory i nie mam po nim żadnych wyprysków. 

Zapach serum jest delikatny, kwiatowy (jednak nie jest to syntetycznie kwiatowy zapach, który używany jest do produkcji tanich perfum), nie powinien nikomu przeszkadzać. Neutralizuje się jednak po użyciu kremu. 

Serum jest dość wydajne, wystarcza mi na około 2/3 miesiące regularnego używania. Parę kropel jest w stanie pokryć całą twarz. 

Kolejnym plusem serum jest jego skład. Jak zarzeka producent w 98% są to składniki naturalne. Spójrzcie same:

"Aqua with infusions of Rosa Daurica Pallas Extract, Rhaponticum Carthamoides Extract, Helleborus Extract, Artemisia Arctica Extract, Organic Juniperus Communis Extract, Organic Salvia Officinalis Extract, Glycerin, Glyceryl Stearate SE, Helianthus Annuus Seed Oil, Hippophae Rhamnoides Altaica Seed Oil, Althaea Rosea Oil, Rubus Chamaemorus Seed Oil, Centaurium Umbellatum Oil, Iris Pallida roqt Oil, Xanthan Gum (może uczulać!), Sodium Hyaluronate, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Organic Parfum"

Na koniec jednak mały minus. Chociaż cena serum jest dość przystępna jak na taki skład i działanie, to opakowanie bywa kłopotliwe. Pipetka jest za duża i wybiera się nią serum, zamiast zasysać. Stąd przy końcu opakowania trzeba się natrudzić by wydobyć resztki ze środka. 



brushes and patterns by: http://miss-deviante.deviantart.com/ & http://crazy-alice.deviantart.com/. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Follow The Author

Followers