wtorek, 9 września 2014

Zanim pojawiły się blogi - o kosmetycznych recenzjach w XIX wieku

Choć recenzje kosmetyków kojarzą nam się głównie ze współczesnością i to w dodatku z nowymi mediami, to ich korzenie sięgają wcześniejszych epok. 

Zanim pojawiły się blogi, komputery i telewizja, kosmetyki recenzowano w prasie. Już w XVIII wieku wypuszczano pierwsze periodyki, w których umieszczane były przepisy na kosmetyki domowej roboty. Forma ta rozkwitła jednak w pełni w połowie XIX wieku. Oprócz przepisów z serii DIY, które jakby nie patrzeć były dziadkami współczesnej kosmetologii pojawiały się także recenzje. I często wcale nie były one pochlebne. Nadsyłano je listownie do redakcji.

źródło http://www.peachridgeglass.com/2013/05/mrs-s-a-allens-worlds-hair-restorer-display-and-some-more/
Recenzje kosmetyków pojawiły się wraz z popularyzacją kosmetyków, które nie były wytwarzane w domu przez panie, ale produkowane w aptekach, czy fabrykach. Razem z komercjalizacją przyszła pora i na oceny. Jedną z nich opublikowała na swoim blogu blogerka The Gibson Girl's Guide to Glamour . Dotyczyła ona produktu o nazwie  “Mrs. Allen’s World’s Hair Restorer,”, szamponu produkowanego w Ameryce. Niezadowolone klientki skarżyły się listownie do gazety, że produkt wywołał u nich zaczerwienienie skalpu i świąd, a dodatkowo zawierał znaczne ilości rtęci, które zagrażały ich zdrowiu, choć producent zaznaczał, że skład jest naturalny. Czytelniczki wymieniały się opiniami, jedne broniły, ale większość była nastawiona bardzo anty wobec nieszczęsnego szamponu. Sprawa zakończyła się na wymianie własnych recept na dobre, naturalne szampony. I podobnie jak teraz na blogach z parabenami i SLSem, kobiety w XIX wieku walczyły ze szkodliwymi składami.

Pod tym adresem możecie znaleźć reklamy i butelki szkodliwego specyfiku. Niektóre z nich są naprawdę śliczne, aż szkoda, że produkt był bublem: http://www.peachridgeglass.com/2013/05/mrs-s-a-allens-worlds-hair-restorer-display-and-some-more/

Sylveco - Krem brzozowy z betuliną

Firmy Sylveco nie muszę przedstawiać miłośniczkom naturalnej pielęgnacji. Polska firma jest dość dobrze znana pośród blogerek, a jej produkty zazwyczaj spotykają się z bardzo pozytywnym odbiorem. Jest to zdecydowanie zasługa naturalnych składów, opartych na roślinach z naszej szerokości i długości geograficznej. 

Moja przygoda z Sylveco zaczęła się z lekkim kremem rokitnikowym i pomadką z betuliną oraz kremem pod oczy z bławatkiem. Wszystkie produkty były mi bardzo miłe, stąd z chęcią sięgnęłam po krem brzozowy z betuliną,. Tym bardziej, że brzozy kocham w każdej odsłonie. 

Krem zamknięty jest w okrągłym pudełeczku zakręcanym na nakrętkę. Posiada dodatkowo osłonkę z cienkiego plastiku, która zapobiega dostawaniu się brudków do środka. Co prawda nie jestem fanką tego typu opakowań, bowiem do rozprowadzana wymagana jest paletka, a wkładanie palucha w krem jest niezbyt higieniczne, to w tym wypadku innego pudełka być nie mogło. 
Krem jest bowiem bardzo, bardzo treściwy i w konsystencji przypomina zmrożone masło i dopiero po kontakcie ze skórą staje się łatwy do rozprowadzenia. Bardziej przypomina roztopioną pomadkę niż krem. Jego konsystencja ma jednak wielki plus: nawet mała grudka wystarczy by położyć ją na całą twarz.

Ma delikatny, nieco liściasty, ale i naturalny zapach, który zbytnio nie rzuca się w nozdrza i nie drażni, po aplikacji jest niewyczuwalny.

Sam krem zaskakująco bardzo łatwo się rozprowadza i ładnie się wchłania. Co prawda przez jakiś czas skóra może się świecić, stąd lepiej stosować go jako krem na noc, to po pewnym czasie ta właściwość staje się niezauważalna, a twarz jest miękka i odżywiona. Krem dobrze radzi sobie z przemęczoną i ziemistą cerą i jej niedoskonałościami. Po dwóch tygodniach używania moja skóra wygląda na znacznie bardziej wypoczętą a liczba podłych wyprysków zmalała. Krem radzi sobie też świetnie ze spierzchniętymi ustami i nałożony na usta wygląda jak bezbarwna pomadka. Zgodnie z obietnicami producenta kremikowi niestraszny jest zrogowaciały naskórek i wszelakie smętnie dyndające skórki.
 Choć wydaje się być bardzo ciężkim produktem to nie zdarzyło się mu mnie "zapchać" nawet jeśli stosowany był na dzień i mieszany ze zwykle zapychającym koreańskim kremem BB. Jeśli macie problemy z cerą i nagłymi wypryskami to produkt od Sylveco powinien wam z nimi pomóc. 

Skład jest krótki i przyjemny: Woda, Olej sojowy, Olej jojoba, Olej z pestek winogron, Wosk pszczeli, Betulina, Stearynian sodu, Kwas cytrynowy.


środa, 3 września 2014

Khadi - Przeciwłupieżowy Szampon z Neem

Z Khadi było swego czasu całe grono afer. Nagle jak grzyby po deszczu wyskakiwały kolejne podróbki żerujące na niewiedzy kupujących, które nijak się miały do oryginalnych produktów. Właściciele sklepów z naturalnymi kosmetykami wystosowywali pisma, a chętnych na ziołowe cuda zrobiło się mniej. Niestety i ja padłam ofiarą tej paniki, jak się okazało słusznie omijałam produkty, które też są Khadi, ale pośrednik inny itp. Były to zupełnie inne produkty, w których roiło się od chemii i składy z opakowań nijak się miały do zawartości. 
Po drobnym researchu w sieci zdecydowałam się nabyć kolejny produkt Khadi. Moim pierwszym była maseczka sandałowa, z którą bardzo się polubiłam, ale to nie miejsce na nią, ale na szampon z neem. 
 
Butelka o pojemności 210 ml wykonana jest z ciemnego półprzezroczystego plastiku. Otwierana jest na korek podobny do tych z Baikal Herbals, co jest wygodnym sposobem dozowania, tak by nie wylało się zbyt wiele. Etykieta jest estetyczna i trwała.

Szampon ma galaretowatą konsystencję i pomarańczową, przejrzystą barwę. Ma mocny zapach przypominający nieco zapach lubczyku (czy przyprawy rosołowej typu Knorr), wymieszany z cięższymi, ziołowymi aromatami. Nie ma w tym nuty syntetyku.

Po nałożeniu na włosy i spłukaniu zapach utrzymuje się na włosach i nie wietrzeje po wysuszeniu. Dla mnie jest przyjemny więc zaliczam to na plus, ale jeśli ktoś nie polubi się z tą wonią to mu współczuje. Dobrze radzi sobie przy zmywaniu oleju z włosów. Włosy są sypkie, ale wyglądają jakby nieco lepiej, być może przez dodatek henny (dla blondynek: nie wpływa na kolor włosów, nie przyciemnia). Najważniejsze jest działanie przeciwłupieżowe. A to jest spektakularne, już po trzech myciach stan skóry głowy znacznie się polepszył, a po kolejnych praktycznie w ogóle zniknął. Zapewne to neem i  Vitex Negundo (który wykazuje podobne właściwości antygrzybiczne i kojące co popularniejszy od niego neem). Oczywiście istnieje możliwość, że ta duża ilość ziół może przesuszać włosy, ale u siebie tego nie zauważyłam. Jestem wielkim wrażliwcem i alergikiem jeśli chodzi o kosmetyki, ale nic mnie nie uczuliło, jednak przed kupnem upewnijcie się, że nie jesteście uczuleni na żaden ze składników.
 Jestem z niego bardzo zadowolona. 

Skład: Aqua • Coco Glucoside • Lauryl Glucoside • Sodium PCA • Glycerin • Trigonella Foenum Graecum • Azadirachta Indica (Neem) • Vitex Negundo (indischer Mönchspfeffer) • Acacia Concinna (Shikakai) • Sapindus Mukurossi (Reetha) • Lawsonia Inermis • Emblica Officinalis (Amla) • Indigofera Tinctoria • Aloe Barbadensis Gel (Aloe Vera) • Sodium Cocoyl Glutamate • Glyceryl Oleate • Caprylyl/capryl Glucoside • Citric Acid • Sodium citrate • Rosmarinus Officinalis Essential Oil (Rosmarin) • Xanthan Gum • Hydrolyzed Sweet Almond Protein (Mandelprotein) • Hydrolyzed Wheat Protein (Weizenprotein) • Zinc PCA • Oryza Sativa Oil • Sodium Levulinate • Potassium Sorbate • Melaleuca Alternifolia Essential Oil (Teebaumöl) • Eucalyptus Citriodora Essential Oil (Eukalyptusöl) • Azadirachta Indica Oil (Neem) • Linalool*, Limonene*
brushes and patterns by: http://miss-deviante.deviantart.com/ & http://crazy-alice.deviantart.com/. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Follow The Author

Followers