piątek, 27 czerwca 2014

Zimnotłoczony olej z nasion brokułu od Ecospa

Niepozorna aptecznie wyglądająca buteleczka kryjąca w sobie żółtozielony olej przypominający konsystencją oliwę z oliwek okazała się doskonałym lekarstwem na moje przesuszone końcówki.

Olej ma przyjemny, warzywny zapach daleki od woni gotowanego brokułu, a raczej nasuwający skojarzenia z pietruszką. Nie jest zbyt intensywny, czy drażniący dlatego aplikowanie go i trzymanie na włosach nie przyprawi nas o ból głowy.

Olej z nasion brokułu stosuję jako zamiennik silikonu i zabezpieczam nim końcówki włosów. Sprawdza się przy tym doskonale. Wchłania się szybko, nie skleja kosmyków, a chroni je przed rozdwajaniem się i "sianowacieniem". Można spokojnie stosować go bez spłukiwania. Czasem nakładam go trochę więcej nie tylko na końce, a całe kosmyki i wtedy nie obejdzie się bez zmycia go za pomocą szamponu. Po miesiącu stosowania go moje włosy wyglądają o wiele lepiej: nie puszą się i nie rozdwajają, ograniczyła się też mocno ich łamliwość.

Olej nie jest drogi, a bardzo skuteczny, tym bardziej gorąco polecam by się z nim zapoznać.

czwartek, 19 czerwca 2014

zaginiony PRERAFAELICKI PIĄTEK - 7.ja nie tylko ładnie wyglądam, umiem też ładnie malować.

"Autoportret"
Związek Lizzie Siddal i Rossettiego z pewnością należał do jednych z bardziej burzliwych w historii relacji artysta - jego muza. Kochliwy Dante z jednej strony upatrywał w wielkookiej piękności swoją Beatrycze, z drugiej nie miał oporów przed zdradzaniem jej na prawo i lewo, z jednej głośno wypowiadał się o potrzebie jej twórczej niezależności i udzielał jej lekcji malarstwa, z drugiej: w listach nazywał pieszczotliwie "potulną, nieświadomą gołąbką." Żałoba po jej tragicznej śmierci pozwoliła mu namalować jeden z jego najlepszych obrazów, "Beata Beatrix", a zimna kalkulacja - wykonać jeszcze co najmniej siedem dokładnych kopii n sprzedaż. Podobnie wiele sprzeczności można zauważyć, śledząc karierę artystyczną Lizzie.
Teorii na temat tego, czy Rossetti był swoistym mistrzem dla zapatrzonej w niego Siddal, czy też raczej skłaniał się ku ograniczaniu jej, tak, aby jej gwiazda nigdy nie zapłonęła silniejszym blaskiem od jego samego jest wiele. Faktem jest, że ich twórczość jest do siebie bardzo podobna, przede wszystkim treściowo, ale i stylistycznie - kreska Elisabeth jest o wiele mniej "doskonała", wręcz prymitywna, przy czym: moim zdaniem dużo lepiej reprezentuje ideały prerafaelickiej sztuki (więcej na ten temat w poprzedniej piątkowej notce - klik!), która miała przecież sprzeciwiać się akademickiej perfekcji. Ruskin, słynny krytyk współczesny Lizzie, często nazywał ją "geniuszem". Czy było to powodowane zachwytem nad jej twórczością, czy też nad samą Siddal - tego również nie wiemy. Przetrwało jednak dosyć sporo jej obrazów i jeszcze więcej szkiców, czytelnikom więc pozostawię możliwość wyboru. (wszystkie ilustracje obrazów Lizzie pochodzą z lizziesiddal.com)
"Lament Kobiet"
"Przed Bitwą"
"Święta Rodzina"
"Makbet"
"Poszukiwania Św. Grala"

środa, 18 czerwca 2014

zagniony PRERAFAELICKI PIĄTEK 6. - źródła inspiracji, czyli właściwie dlaczego "pre"?

Rosetti "Zwiastowanie"
Dom rodzinny państwa Millais'ów na Gower Street w Londynie, 1948 rok. Trzech marzycielskich Anglików postanawia założyć swoje własne, artystyczne stowarzyszenie, stojące w opozycji do wiktoriańskiej, czysto akademickiej sztuki i postanawiają nazwać je "Bractwem Prerafaelitów". 
Dlaczego właśnie w ten sposób? Odpowiedź jest bardzo prosta. Człon "pre" odnosi się ona do malarzy włoskiego trecenta i quattrocenta - Simone Martiniego, Fra Angelico czy Giotta, których to nasza wesoła gromadka bladolicych anglików postanowiła obrać sobie za wzór do naśladowania. Malarzy wczesnego renesansu, a więc tworzących "przed" Rafaelem (chodzi oczywiście o słynnego Rafaela Santi, twórca słynnej Madonny Sykstyńskiej). 
Co to zaś oznaczało w praktyce? Przede wszystkim powrót do natury, szczerość, naturalność, swobodę w traktowaniu tematów. Większość krytyków sztuki zauważa zgodnie, iż prace prerafaelitów cechuje niezwykła lekkość pędzla - mimo pozornego "upozowania" i swego rodzaju "zadęcia" prace wydają się być malowane bardzo przestrzennie, są pełne życia. Zmieniła się również sama tematyka obrazów - teraz o wiele częściej przedstawiała ona sceny zarówno z Biblii czy dramatów Szekspira, jak i legend arturiańskich czy poematów współczesnych twórcom poetów, chociażby Keatsa. 
Poniżej kilka przykładowych dzieł "prawdziwych" pre-rafaelitów ;) (wszystkie dzisiejsze obrazki pochodzą z angielskiej wikipedii) : 

Giotto "Kazanie do ptaków"
Fra Angelico "Zwiastowanie"
Simone Martini "Święta Klara"
Pietro Lorenzetti "Opłakiwanie Chrystusa"
Ambrogio Lorenzetti "Alegoria Dobrych Rządów w Padwie"

Yankee Candle - Honey and Spice

Moje pierwsze i bardzo przyjemne spotkanie z Yankee Candle nastawiło mnie optymistycznie co do drugiej próby z ich produktami. Padło na Honey and Spice. Miód i przyprawy. Brzmi to dość przyjemnie i ciepło. A jak ten zapach "wygląda" w praktyce?


Wąchany bez palenia jest całkiem przyjemny, słodkawy, ale dominują w nim przyprawy: cynamon i goździki. Zapowiada się więc dobrze.

Po zapaleniu czar dość brutalnie pryska. Po pierwsze: wosk jest okrutnie kopcący i pali się czarnym dymem. Czyżby wadliwy egzemplarz? Co do zapachu: w niczym nie przypomina ani miodu ani przypraw. Raczej męskie, niezbyt miłe dla nozdrzy perfumy. Czekam, może nabierze innego aromatu z czasem. Niestety nic takiego się nie dzieje i nadal pachnie mi w domu jakimś Bondem czy innym Brutalem. Na szczęście nie jest mocno intensywny i dało się go szybko wywietrzyć.

Okrutnie mnie zawiódł. Lepiej podgrzać miód z goździkami i dolać sobie do herbaty. I zdrowiej i odczucia organoleptyczne przyjemniejsze.

piątek, 13 czerwca 2014

Wiktoriański Puder

Waterhouse - Vanity źródło: http://www.johnwilliamwaterhouse.com/home/

Nie umiem dobrać sobie odpowiedniego pudru czy podkładu. Krajowe są dla mnie stanowczo za ciemne i stwarzają wrażenie maski, która kończy się na szyi. Na szczęście z pomocą przychodzą kosmetyki azjatyckie. Niestety sporo z nich składa się głównie z silikonów, a jednak wolałabym coś lżejszego. Z pomocą przychodzą retro receptury rozsiane po książkach i blogach poświęconych historii dbania o siebie. Jednym z nich jest The Gibson Girl's Guide to Glamour i przepis na jasny wiktoriański puder.

Jak się okazuje pudry zawierające ołów w połowie XIX wieku zaczęły być wypierane przez zdrowszy zamiennik jakim jest tlenek cynku. Jest on nadal dostępny, choćby w ecospa, do kupienia i stosowany jako składnik kosmetyków. Ma dość wysoki filtr UV, w zależności od źródła czytałam że jest to od 10 SPF do 20 SPF (ale skłaniam się do prawdziwości niższej wartości). Jest bezpieczny do stosowania w stężeniu, tu też różne wersje od 25% zawartości do 50%. Ja stosuję go w mieszance 1/3.

Przejdźmy zatem do pudru.
Równe części talku, skrobi i tlenku cynku mieszamy i nakładamy pędzlem. (używam jednak trochę mniej talku i trochę więcej skrobi, jako, że talk może mieć właściwości zapychające, czasem robię też mieszankę 2/3 skrobia 1/3 tlenku cynku i ta sprawdza się u mnie najlepiej).

Nie jest to zbytnio skomplikowany proceder. A co do samego pudru. Nie sprawdzi się on raczej u osób z bardzo ciemną karnacją. U jasnoskórych elegancko zakryje niedoskonałości i dość dobrze chroni przed słonecznymi promieniami. Nie zapycha. Jest dość trwały, jednak w połowie dnia trzeba powtórnie przypudrować nosek. Bardzo polecam.

wtorek, 10 czerwca 2014

Kryzysowy, domowy peeling cukrowy do buzi.


Przepis bardzo prosty, doskonale złuszcza, natłuszcza, pozostawia skórę jasną, dobrze odżywioną i sprężystą. Na dodatek kosztuje niewiele, a tak prosto go zrobić!
 
Potrzebujemy rzeczy następujących:
*2 szklanki brązowego cukru
*małe awokado
*2 łyżeczki oleju kokosowego (olej oczywiście trzeba wcześniej ogrzać)
*3 łyżeczki naparu z rumianku lub zielonej herbaty

Wszystkie składniki mieszamy ze sobą w miseczce, potem nakładamy na buzię i szorujemy, tylko nie za mocno. ;) następnie spłukujemy wodą. Peeling stosowałam też jako scrub do ciała, delikatnie złuszcza, rozjaśnia i wygładza.

sobota, 7 czerwca 2014

Rumiankowo-brzozowo-rozmarynowa płukanka

Płukanka na bogato. Co chcę nią osiągnąć? Jak wspominałam cenię sobie brzozę w walce z łupieżem i sprawianiu, ze włosy są miękkie i delikatne, a do tego się nie puszą. Podobne właściwości wykazuje również rozmaryn, którego postanowiłam dodać do mieszanki. Oprócz tego rozmaryn zapobiega przetłuszczaniu się włosów i pobudza ich wzrost. Co do rumianku to wzmacnia kędziorki i sprawia, że zaczynają lśnić jak płynne złoto.

Zarówno listki brzozy jak i rumianek zostały przeze mnie zebrane. Rozmaryn kupiłam jakiś czas temu w sklepie ezoterycznym, miałam zamiar go palić, ale mam z tym małe problemy a i magiczne właściwości rozmaryn jakoś mnie nie ujęły, więc dam mu szansę w bardziej konwencjonalnych zabawach ;)

Jak zrobić płukankę?
Dużą stołową łyżkę listków brzozy wymieszać z dużą stołową łyżką rumianku i rozmarynu. Zalać pół litrową wrzącą wodą. Dać około 30 min na naciągnięcie, po czym odcedzić i przelać do butelki.

Stosować jak zwykłą płukankę brzozową.

piątek, 6 czerwca 2014

Olej Ryżowy od EcoSpa

Znany głównie z walorów kulinarnych olej ryżowy rzadko jest stosowany u nas jako kosmetyk. Nie wybuchł na niego boom jak to miało miejsce w przypadku z olejem arganowym, który ostatnio dodawany jest do wszystkiego, nawet jak stoi w składzie daleko za "Parfum". 

A szkoda! Olej ryżowy również może się pochwalić ciekawymi właściwościami i może służyć jako dobry przyjaciel na dłużej. Jest jasnopomarańczowy i nie posiada wyraźnego zapachu. Nie tłuści skóry i nie zostawia na niej filmu, ładnie się wchłania, doskonale nawilża, zapewnia małą, bo małą, ale jednak ochronę przed Słońcem (SPF 2), a także antyutleniacz tokotrienol i witaminę E. Zapobiega powstawaniu zmarszczek i wolnych rodników. Olej ryżowy nie powinien zaszkodzić osobom, które mają wrażliwą skórę.

Jak sprawdza się u mnie?
Przede wszystkim niweluje wszelkie przebarwienia i ujędrnia skórę. Wyglądam po nim na znacznie bardziej wypoczętą, nawet w dni, w które padam na twarz. Nie świeci się i szybko się wchłania. Dobrze sprawdza się też kiedy położę go pod oczy. Nie zapycha mnie i nie powoduje powstawania zaskórników.
 Zaczął działać niemalże od razu, co bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło, bowiem często na widoczne działanie olejów musiałam trochę poczekać. Z ryżowym rezultaty są widoczne od zaraz. Jest idealny w roli kremu w cieplejsze dni, nie daje mi uczucia ciężkości, jednak wolę stosować go na noc, a rano ładować krem z mocnym filtrem. 
Mimo tego drobnego mankamentu gorąco go polecam, tym bardziej, że ma bardzo przystępną cenę i zasługuje na trochę uwagi.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Song Of India: Bhimsaini Varti Ayurwedyjski Kajal Roślinny


Długo szukałam kosmetyku kolorowego, który byłby mocno napigmentowany, a jednocześnie odżywiałby moje dosyć mizerne rzęsy. Z pomocą przyszedł mi ayurwedyjski kajal roślinny. Jest to produkt niezwykle dobrej jakości, o ciekawym, nieco kredowym zapachu, nadający efekt głębokiej czerni.

 W przeciwieństwie do innych tego typu produktów nie zawiera on ołowiu. Rzęsy są gęstsze, bardziej odporne na wypadanie. Produkt wydaje się nie kończyć - polecam jedynie używanie go pod kątem, tak, aby nie tracić naturalnego skosu, ciężko bowiem się go ostrzy. Decydując się jednak na wykonanie makijażu kajalem powinniśmy pamiętać o jednej rzeczy: kajal ZAWSZE odbije się na powiece. Zawsze. Nie wynalazłam jeszcze sposobu na to, żeby się nie odbijał, nie rozmazywał, nie paćkał. U mnie najlepiej sprawdza się na dolnej powiece.

 Z innych zalet - bardzo dobrze się zmywa, nawet samą wodą. Mimo braku trwałości - polecam. Do wyboru wersja w sztyfcie lub kremie.

Skład: Mustard Oil, Camphor, Shikhanth Tail, Vaseline.

niedziela, 1 czerwca 2014

Woski zapachowe od Organique - Rose Petals

Ociągałam się z recenzją z trzeciego z moich wosków kupionych w Organique. O ile Oriental Night i Spicy Mix przypadły mi do gustu, to Rose Petals zawiódł na całej linii moje oczekiwania. 

Jak być może się już zorientowaliście przepadam za zapachem róż, o ile nie jest to syntetyk, na którego jestem straszliwie wyczulona, stąd i hydrolaty różane robię sobie sama. 

Po renomie Organique i po poprzednich woskach spodziewałam się dosyć naturalnego różanego aromatu, a otrzymałam niezbyt ciekawą przesłodzoną woń, której intensywność była na dobrą sprawę znikoma. Być może miałam jakiś wadliwy egzemplarz, ale w ogóle nie mogłam poczuć zapachu przez długi czas palenia, a gdy już coś wydobyło się z wosku był to standardowy zapach perfumowanych chusteczek o zapachu syntetycznej róży. 

W przeciwieństwie do dwóch pozostałych wosków, które były bardzo wydajne i wystarczały na długo, musiałam wrzucić cały Rose Petals żeby poczuć z niego cokolwiek. Porażka na całej linii.

Z chęcią sięgnę po dwa pozostałe woski jeszcze raz, ale od płatków róży będę się trzymać z dala. Jestem srodze zawiedziona.

Jego jedynym plusem jest to, że podobnie jak pozostałe woski z tej serii jest wykonany z certyfikowanego ( chodzi konkretnie o RSPO, czyli: nazwa systemu certyfikacji produktów i jednocześnie organizacji „Porozumienie dla zrównoważonej produkcji oleju palmowego) oleju palmowego.

Sesa Master Mind - olejek 21 ziół


21 ziół, 12 olejków eterycznych, skondensowana receptura i wiele zastosowań. Kto by się nie skusił? Ja się skusiłam i do dziś nie żałuję.

Główną zaletą olejku jest jego wielofunkcyjność - nie tylko nadaje się on do stosowania na włosach, ale przede wszystkim daje bardzo dobre efekty stosowany do masażu ciała a także, wlany do kominka niczym wosk zalewa pomieszczenie wspaniałym, głębokim zapachem. Produkt jest niesamowicie wydajny - używam go prawie codziennie od stycznia, wciąż jeszcze pozostała mi niemalże połowa opakowania. Zastosowany na włosach zamiennie z olejem z serii IHT9 recenzja - klik! poprawia ich kondycję - włosy są miękkie i lśniące i dobrze nawilżone, przestały również wypadać. Doskonały olejek do stosowania wieczorem, po ciężkim dniu, w celach relaksacji.
Sesa Master Mind to jeden z niewielu indyjskich produktów, które z czystym sercem mogę wam polecić. Ma ogromnie bogaty skład, jednak to nie sprawia, że w jakikolwiek sposób obciąża moje włosy i sprawia, że są "przyklapnięte". Nie uczula mnie, ale stosujące go dziewczyny powinny dokładnie sprawdzić czy nie występuje u nich żadna reakcja alergiczna na któryś z wymienionych niżej składników, których jak same widzicie jest ogromnie dużo. Nie polubią go wszystkie osoby, które nie cierpią "kadzidlanych" zapachów, chociaż dla mnie jego woń jest ogromną zaletą.
Skład: Shankhpushpi (Convolvulus pluricaulis) 3% w/v, Brahmi (Centella Asiatica ) 2% w/v, Harde (Terminalia chebula) 1,5% w/v, Bakan Limdo (Melia azedarach) 1,5% w/v, Khus Vado (Vetiveria zizanioides) 1,0% w/v, Tagar (Valeriana wallichii) 1.0% w/v, Dhana (Coriandrum sativum) 1,0% w/v, Satavari (Asparagus racemosus) 1,0% w/v, Nagarmoth (Cyperus scariosus) 1,0% w/v, Gulab (Rosa Centifolia) 0,50% w/v, Elachi ((Elaychi) (Elettaria cardamomum) 0,50% w/v, Chadila (Parmelia perlata) 0,50% w/v, Alangium Lamarckii 0,50% w/v, Ardusa (Adhatoda vasica) 0,50% w/v, Devdar (Cedrus deodara) 0,50% w/v, Hemidesmus indicus 0,50% w/v, Aloe Barbadensis 0,50% w/v, Yashti Madhu (Glycyrhiza glabra) 0,50% w/v, Arjun (Terminalia Arjuna ) 0,50% w/v, Kapur Kachri (Hedychium spicatum ) 0,50% w/v, Syzygium Aromaticum 0,50% w/v, Sezamum indicum oil 25.00 v/v, Prunus amygdalus oil 10.00% v/v, Brasica Campestris Oil 10.00% v/v, Nilibhrundi oil 8,0% v/v, Brahmi Oil (Centella Asiatica ) 2% v/v, Perfume 1,50% v/v, Lemon Oil (Citrus medica) 1.00% v/v, Celastrus Paniculata Oil 1.00% v/v, Triticum Aestivum Oil 1,00% v/v, Rosemary oil (Rosmarinus officinalis) 0,50% v/v, Cedarwood Oil (Cedrus deodara) 0,50%v/v, Jasmine Oil (Jasminum officinale) 0,50% v/v, Quinzarine Green SS (C.L.No. 61565) 0,0004% v/v, Cocos nucifera Oil Q.S.TO 100% v/v
brushes and patterns by: http://miss-deviante.deviantart.com/ & http://crazy-alice.deviantart.com/. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Follow The Author

Followers