Myślałam, że na efekty ich stosowania będę musiała dłużej poczekać. Okazało się jednak, że ich działanie widoczne jest już po tygodniu/dwóch. Łupieżu jest zdecydowanie mniej, problem co prawda nie zniknął całkowicie, ale widać znaczną poprawę. Brzoza i miód nie przesuszyły mi włosów, wręcz przeciwnie, moje kosmyki stały się znacznie milsze w dotyku. Żadna z płukanek ich nie skleja. Zauważyłam również, że ilość wypadających włosów drastycznie zmalała.
A teraz trochę bardziej szczegółowo o każdej z nich.
Miodowa zdecydowanie powinna trochę posiedzieć na włosach przed zmyciem. Trzymana krótko nie daje żadnych efektów, jednak 5/10 minut na włosach daje jej czas do działania. Należy ją jednak dokładnie spłukać by drobinki kory i miód nie posklejały włosów. Po wyschnięciu włosy są cudownie lśniące i miękkie, nawet jeśli ma się problem z wiecznie przesuszonymi końcówkami.
Brzozowe listki z cedrem są znacznie lżejsze i nie trzeba ich mocno spłukiwać. Dają uczucie świeżości i włosy są po nich bardzo sypkie, ale nie puszą się, ani nie elektryzują. Zazwyczaj trzymam ją 2/4 minuty przed spłukaniem. Używałam jej także jako toniku. Skóra była po nim delikatnie napięta i świeża. Cedrowy zapach bardzo długo się na niej utrzymywał, więc to rozrywka nie dla każdego.
Ich wykonanie nie jest pracochłonne, a efekt jak najbardziej pozytywny. Zachęcam więc do stosowania.
Swoją drogą założyłyśmy sobie fejsbuka. Można nas polubić z boku bloga, albo poprzez link: Facebook!
Swoją drogą założyłyśmy sobie fejsbuka. Można nas polubić z boku bloga, albo poprzez link: Facebook!
0 komentarze:
Prześlij komentarz